' Karen Shop. Czynny 6-23'
Chłopak otworzył drzwi. Jego oczom ukazała się długą ścianą
zapełniona różnego rodzaju alkoholami.
- Dzień dobry! -przywitała go wysoka, szczupła blondynka z
biustem, który wprost wypadał jej zza bluzki. Nathan nie mógł oderwać od niego
wzroku. - W czym mogę pomoc?
- Ymmm.. Poproszę dwie.. Nie! Trzy
butelki wódki, tylko tej lepszej.
- Tej za 23,50? czy tej za 10??
- Tej pierwszej. - Odpowiedział.
- Znów impreza? - Zagadnęła.
- Można tak powiedzieć. -Uśmiechnął
się. -Ale... jak to znów? Skąd wiesz a jakiś imprezach.. - Zerknął na plakietkę
z imieniem. - Karen?
- Cały Londyn huczy. Przecież
wszyscy Cię znają.
- Aaaa okej. Nawet nie chcę
wiedzieć, której plotki słuchałaś, ale okej. - Przewrócił oczami. - Dorzuć mi
jeszcze trzy piwa. - Dziewczyna schyliła się. Wyraźnie było widać, że robi to
specjalnie.
- 115? Poproszę. - Powiedziała
opierając łokcie na ladzie, tak, że jej piesi dosłownie na niej leżały. - Coś
jeszcze, skarbie?
- Nie, dzięki. - Rzucił pieniądze,
zabrał torbę z 'zakupami' i skierował się do wyjścia. Nagle Karen zabiegła mu
drogę i zamknęła drzwi.
-Także... - Stanęła przed
chłopakiem - ...Zostaliśmy sami.. Jesteśmy dorośli. Wiem, że tego chcesz. -
Zbliżyła swoją twarz do jego, ale Sykes odwrócił się.
- Co?! Ja nic nie chcę! – krzyknął – Weź spierdalaj. Czasu nie mam! – pieklił się
- Oj kotku, co Ty takie agresywny? Oboje wiemy, że lubisz to robić. A uwierz, jestem lepsza od tamtej brunetki – pocałowała go namiętnie. Nathan gwałtownie się cofnął.
- Kurwa! Wypierdalaj! Nie wiem co Ty sobie dziewczynko ubzdurałaś ale na pewno nie jest tak jak myślisz! Otwórz mi te cholerne drzwi, albo rozniosę Ci ten lokal – zmieszna dziewczyna natychmiast przekręciła zamek.
- Co?! Ja nic nie chcę! – krzyknął – Weź spierdalaj. Czasu nie mam! – pieklił się
- Oj kotku, co Ty takie agresywny? Oboje wiemy, że lubisz to robić. A uwierz, jestem lepsza od tamtej brunetki – pocałowała go namiętnie. Nathan gwałtownie się cofnął.
- Kurwa! Wypierdalaj! Nie wiem co Ty sobie dziewczynko ubzdurałaś ale na pewno nie jest tak jak myślisz! Otwórz mi te cholerne drzwi, albo rozniosę Ci ten lokal – zmieszna dziewczyna natychmiast przekręciła zamek.
- Gdybyś jednak coś… to masz mój numer. – podała mu
wizytówkę.
- Wiesz co… - rzucił kartkę na podłogę – wsadź ją sobie, wiesz gdzie – wyszedł.
Czuł, że jego życie to pasmo niepowodzeń. Dziewczynę, na której widok serce mu przyspiesza obściskuje się publicznie z jego największym wrogiem, do tego jakaś stuknięta laska dobiera się do niego. Wszedł do domu. Przyjaciół jeszcze nie było, więc ‘zakupy’ zaniósł do siebie. Położył się na łóżku i zaczął sączyć pierwsze piwo. Wypił. I nic. Ani odrobiny ulgi. Drugie. Nadal nic. Trzecie. Na dole usłyszał głosy. Czyli jednak wrócili. Podniósł się z łóżka i odczuł przyjemny zawrót głowy. Dopił wszystko co było w butelce i świecącymi od ilości spożytego alkoholu oczyma zweryfikował gdzie jest dalsza część trunku. Lekko chwiejnym krokiem ruszył po nią. Szybkim ruchem odkręcił ją i pociągnął duży łyk. Paliła. Drugi łyk, trzeci, czwarty… Zachowywał się jak alkoholik, ale czuł w tym ulgę w wewnętrznym rozdarciu. Upił połowę i odstawił na miejsce. Ledwo stojąc, spojrzał na zegarek.20:25. Czas zejść do kolegów. Otworzył drzwi, przeszedł korytarz i schodek po schodku…Trzask.
-Aaa! Złodzieje! -zaczął krzyczeć Tom. Chłopcy podbiegli do miejsca, w którym usłyszeli dźwięk z patelnią , widelcami i nożami w rękach. Na podłodze leżał podejrzanie radosny Nathan.
-Boże, Syko, Ty chcesz nas zabić? Mało na zawał nie zszedłem.-powiedział Siva.
-Nic nie chciałem.-zaseplenił się.
-Cooo? Co tak tak dziwnie mówisz? Zęby straciłeś?
-Nic nie straciem.
-Nathan! Ty jesteś pijany! –krzyknął Jay.
-Nic nie piem.
-Ooo, kolego.-powiedział Tom.-Jak można pić bez nas?
-Nic nie piem. - powtórzył.
-No wcale. To proszę, wstań i nam to udowodnił.-rzekł Max.
-Nie mam ochoty.-uśmiechnął się głupkowato.
-W takim razie idziemy zrobić rewizję Twojego pokoju w celu sprawdzenia Twojej prawdomówności.-zarządził George.
-Nie. –zasłonił nogą przejście.-Nie macie prawa! - krzyczał jak nastolatka, której rodzice odłączyli Internet. Momentalnie wstał i w zwolnionym tempie pobiegł na górę, a za nim jego przyjaciele. W ostatniej chwili schował pod poduszkę niedopitą wódkę.
-No i co? –zapytał kolegów.-Nie ma.
-Co nie ma? Jak nie ma?!-mówił Parker.-Na pewno piłeś. Chuchnij mi tu.-Nathan posłusznie wykonał polecenie.-O cholera! Człowieku! Kiedy Ty ostatni raz myłeś zęby?!-pomachał sobie ręką przed twarzą.-Za karę rekwiruję Ci ten alkohol.
-Nie! –krzyknął Nathan.
-To przynajmniej jedną.
-Jedną i wynoście się.-chłopcy zabrali wódkę i wyszli. Sykes rzucił się na łóżko i łapczywie wypił zawartość butelki znajdującej się pod pościelą. Nagle do jego głowy przyszedł pewnie chory pomysł.
- Wiesz co… - rzucił kartkę na podłogę – wsadź ją sobie, wiesz gdzie – wyszedł.
Czuł, że jego życie to pasmo niepowodzeń. Dziewczynę, na której widok serce mu przyspiesza obściskuje się publicznie z jego największym wrogiem, do tego jakaś stuknięta laska dobiera się do niego. Wszedł do domu. Przyjaciół jeszcze nie było, więc ‘zakupy’ zaniósł do siebie. Położył się na łóżku i zaczął sączyć pierwsze piwo. Wypił. I nic. Ani odrobiny ulgi. Drugie. Nadal nic. Trzecie. Na dole usłyszał głosy. Czyli jednak wrócili. Podniósł się z łóżka i odczuł przyjemny zawrót głowy. Dopił wszystko co było w butelce i świecącymi od ilości spożytego alkoholu oczyma zweryfikował gdzie jest dalsza część trunku. Lekko chwiejnym krokiem ruszył po nią. Szybkim ruchem odkręcił ją i pociągnął duży łyk. Paliła. Drugi łyk, trzeci, czwarty… Zachowywał się jak alkoholik, ale czuł w tym ulgę w wewnętrznym rozdarciu. Upił połowę i odstawił na miejsce. Ledwo stojąc, spojrzał na zegarek.20:25. Czas zejść do kolegów. Otworzył drzwi, przeszedł korytarz i schodek po schodku…Trzask.
-Aaa! Złodzieje! -zaczął krzyczeć Tom. Chłopcy podbiegli do miejsca, w którym usłyszeli dźwięk z patelnią , widelcami i nożami w rękach. Na podłodze leżał podejrzanie radosny Nathan.
-Boże, Syko, Ty chcesz nas zabić? Mało na zawał nie zszedłem.-powiedział Siva.
-Nic nie chciałem.-zaseplenił się.
-Cooo? Co tak tak dziwnie mówisz? Zęby straciłeś?
-Nic nie straciem.
-Nathan! Ty jesteś pijany! –krzyknął Jay.
-Nic nie piem.
-Ooo, kolego.-powiedział Tom.-Jak można pić bez nas?
-Nic nie piem. - powtórzył.
-No wcale. To proszę, wstań i nam to udowodnił.-rzekł Max.
-Nie mam ochoty.-uśmiechnął się głupkowato.
-W takim razie idziemy zrobić rewizję Twojego pokoju w celu sprawdzenia Twojej prawdomówności.-zarządził George.
-Nie. –zasłonił nogą przejście.-Nie macie prawa! - krzyczał jak nastolatka, której rodzice odłączyli Internet. Momentalnie wstał i w zwolnionym tempie pobiegł na górę, a za nim jego przyjaciele. W ostatniej chwili schował pod poduszkę niedopitą wódkę.
-No i co? –zapytał kolegów.-Nie ma.
-Co nie ma? Jak nie ma?!-mówił Parker.-Na pewno piłeś. Chuchnij mi tu.-Nathan posłusznie wykonał polecenie.-O cholera! Człowieku! Kiedy Ty ostatni raz myłeś zęby?!-pomachał sobie ręką przed twarzą.-Za karę rekwiruję Ci ten alkohol.
-Nie! –krzyknął Nathan.
-To przynajmniej jedną.
-Jedną i wynoście się.-chłopcy zabrali wódkę i wyszli. Sykes rzucił się na łóżko i łapczywie wypił zawartość butelki znajdującej się pod pościelą. Nagle do jego głowy przyszedł pewnie chory pomysł.
*****************Perspektywa Moniki*******************
Przytulaliby się jeszcze tak długo, gdyby nie telefon Gośki.
-Halo? - odebrała Szumska.-No wiem, że to Ty… No co Ty chcesz?!...Co?!...O święty Alojzy… Zaraz będę. Ciao. Cholera, Louis.-zwróciła się do chłopaka.-Muszę spadać. Gośka mieszkanie spaliła!
-Co?
-No właśnie to. Nie wiem co się stało dokładnie, ale muszę jak najszybciej wracać. Nie wiesz, gdzie jest najbliższy postój taksówek?
-Taxi, to daleko, ale poczekaj Harry tu gdzieś jest. O! Chyba nawet widzę jego samochód. Poczekaj, zadzwonię do niego. -Tomlinson wyciągnął telefon.-Szybko, do samochodu! - Krzyknął do niego i rozłączył się. W ciągu pół minut Hazza był już przy aucie.
-Co się stało?! –zapytał zdyszany.-Poród, śmierć, wypadek czy ktoś się żeni?
-Nie gadaj tyle, tylko wieź nas do domu Pilskiej.-powiedziała Monika.
-Jak ja nie wiem gdzie to…
-Powiem Ci po drodze, otwieraj ten samochód! - przestraszony Harry nacisnął ‘unlock’ na kluczykach i wszyscy wsiedli do auta. Na ostatnich światłach niestety musieli się zatrzymać. Monika spojrzała w szybę, przymrużyła oczy by polepszyć ostrość widzenia i to co zobaczyła zabolało ją, choć sama nie wiedziała czemu. Za oknem pewnego sklepu Nathan całował się z jakąś dziewczyną. Nie zdążyła się jej przyjrzeć, bo sygnalizator zmienił kolor na zielony. Zerknęła na Louisa. Też zauważył tamtą sytuację. Monika przygryzła wargę, a w jej oczach pojawiły się łzy. Tomlinson objął ją ramieniem.
-Nie płacz.-szepnął jej do ucha.-Taki typ człowieka. Nic nie poradzisz.-Szumska schowała twarz w ramię chłopaka. Harry zerknął w lusterko.
-Ooo, widzę, że jednak coś się tu kroi.-uśmiechnął się.
-Tak, przyjaciel na zawsze.-podniosła głowę i pocałowała Louisa w policzek.
W końcu dojechali. Szumska wyskoczyła jak z procy z samochodu, jedynie dziękując za podwózkę. Gdy znalazła się w domu zobaczyła siedzącą, jak gdyby nigdy nic Gośkę.
-Co się stało?! Okłamałaś mnie! Nic się nie spaliło.
-Ehhh. -westchnęła Pilska.-Wejdź do kuchni.-Monika otworzyła drzwi. Spotkał ją tam niemiłosierny smród spalenizny, brak szafki, stołu, kuchni i osmolona sadzami ściana.
-Gdzie jest to wszystko?!
-Spaliło się.-odpowiedziała spokojnie.
-Ale jak to?
-O Jezuu, nie krzycz na mnie, to moja kuchnia.-Mama zadzwoniła jak robiłam naleśniki, wyszłam na balkon żeby z nią spokojnie porozmawiać, i o. Zapomniałam o nich. I pyk nie ma.-opowiedziała.
-Co Ty taka spokojna?! Mogłaś zginąć!
-A co mam się denerwować? Nie zginęłam. Wyczułam dym i zdążyłam zadzwonić na straż i po Ciebie. Co powiesz na to, żebyśmy dzisiaj pojechały po meble?
-Jest…20:25. No zdążymy, więc możemy.
-To choć. A jak po randce? - dziewczyny zaczęły schodzić na dół do auta.
-Masakra. Film był beznadziejny i w połowie wyszliśmy. No i… powiedziałam mu, że go nie kocham, wiesz, że to zrozumiał? Kochany jest… Ooo i zgadnij kogo jeszcze spotkałam w kinie?
-Hmmm, nie wiem.
-Nathana!
-I co? –zapytała zaskoczona Gośka.
-Nic, rozmawialiśmy. Chyba kogoś ma, bo widziałam jak się z kimś całował…- nagle posmutniała.
-Ooo… Aaaa! No tak, Tom też był w kinie, bo coś mi pisał, ale zapomniałam Ci powiedzieć.
-Ty to taka rozkojarzona jesteś dzisiaj, że już nie mogę...
Przyjaciółki wsiadły do auta i skierowały się do centrum. Ulica była prawie pusta. Prawie, nie oznacza zupełnie.
-Uważaj! –krzyknęła Monika.
-Halo? - odebrała Szumska.-No wiem, że to Ty… No co Ty chcesz?!...Co?!...O święty Alojzy… Zaraz będę. Ciao. Cholera, Louis.-zwróciła się do chłopaka.-Muszę spadać. Gośka mieszkanie spaliła!
-Co?
-No właśnie to. Nie wiem co się stało dokładnie, ale muszę jak najszybciej wracać. Nie wiesz, gdzie jest najbliższy postój taksówek?
-Taxi, to daleko, ale poczekaj Harry tu gdzieś jest. O! Chyba nawet widzę jego samochód. Poczekaj, zadzwonię do niego. -Tomlinson wyciągnął telefon.-Szybko, do samochodu! - Krzyknął do niego i rozłączył się. W ciągu pół minut Hazza był już przy aucie.
-Co się stało?! –zapytał zdyszany.-Poród, śmierć, wypadek czy ktoś się żeni?
-Nie gadaj tyle, tylko wieź nas do domu Pilskiej.-powiedziała Monika.
-Jak ja nie wiem gdzie to…
-Powiem Ci po drodze, otwieraj ten samochód! - przestraszony Harry nacisnął ‘unlock’ na kluczykach i wszyscy wsiedli do auta. Na ostatnich światłach niestety musieli się zatrzymać. Monika spojrzała w szybę, przymrużyła oczy by polepszyć ostrość widzenia i to co zobaczyła zabolało ją, choć sama nie wiedziała czemu. Za oknem pewnego sklepu Nathan całował się z jakąś dziewczyną. Nie zdążyła się jej przyjrzeć, bo sygnalizator zmienił kolor na zielony. Zerknęła na Louisa. Też zauważył tamtą sytuację. Monika przygryzła wargę, a w jej oczach pojawiły się łzy. Tomlinson objął ją ramieniem.
-Nie płacz.-szepnął jej do ucha.-Taki typ człowieka. Nic nie poradzisz.-Szumska schowała twarz w ramię chłopaka. Harry zerknął w lusterko.
-Ooo, widzę, że jednak coś się tu kroi.-uśmiechnął się.
-Tak, przyjaciel na zawsze.-podniosła głowę i pocałowała Louisa w policzek.
W końcu dojechali. Szumska wyskoczyła jak z procy z samochodu, jedynie dziękując za podwózkę. Gdy znalazła się w domu zobaczyła siedzącą, jak gdyby nigdy nic Gośkę.
-Co się stało?! Okłamałaś mnie! Nic się nie spaliło.
-Ehhh. -westchnęła Pilska.-Wejdź do kuchni.-Monika otworzyła drzwi. Spotkał ją tam niemiłosierny smród spalenizny, brak szafki, stołu, kuchni i osmolona sadzami ściana.
-Gdzie jest to wszystko?!
-Spaliło się.-odpowiedziała spokojnie.
-Ale jak to?
-O Jezuu, nie krzycz na mnie, to moja kuchnia.-Mama zadzwoniła jak robiłam naleśniki, wyszłam na balkon żeby z nią spokojnie porozmawiać, i o. Zapomniałam o nich. I pyk nie ma.-opowiedziała.
-Co Ty taka spokojna?! Mogłaś zginąć!
-A co mam się denerwować? Nie zginęłam. Wyczułam dym i zdążyłam zadzwonić na straż i po Ciebie. Co powiesz na to, żebyśmy dzisiaj pojechały po meble?
-Jest…20:25. No zdążymy, więc możemy.
-To choć. A jak po randce? - dziewczyny zaczęły schodzić na dół do auta.
-Masakra. Film był beznadziejny i w połowie wyszliśmy. No i… powiedziałam mu, że go nie kocham, wiesz, że to zrozumiał? Kochany jest… Ooo i zgadnij kogo jeszcze spotkałam w kinie?
-Hmmm, nie wiem.
-Nathana!
-I co? –zapytała zaskoczona Gośka.
-Nic, rozmawialiśmy. Chyba kogoś ma, bo widziałam jak się z kimś całował…- nagle posmutniała.
-Ooo… Aaaa! No tak, Tom też był w kinie, bo coś mi pisał, ale zapomniałam Ci powiedzieć.
-Ty to taka rozkojarzona jesteś dzisiaj, że już nie mogę...
Przyjaciółki wsiadły do auta i skierowały się do centrum. Ulica była prawie pusta. Prawie, nie oznacza zupełnie.
-Uważaj! –krzyknęła Monika.
Superrrr !!!
OdpowiedzUsuńDawaj następny :DDD
oł Sykes widzę słaba główka, ale to nie zmienia faktu, że zachował sie teraz jak SKURWIEL! ; O
OdpowiedzUsuńjak on mógł to zrobić Monice ? jak ?
ehh, ciężko ..
czemu musisz zawsze kończyć w takich momentach. :c
ja sie na nauce nie mogę skupić i tylko się zastanawiam co będzie dalej. :c
super rozdział ;)
OdpowiedzUsuńhttp://and-little-things-1d.blogspot.com/
świetnyy. ;x
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny. :)
schajcowała kuchnię ale co tam ;p pff
OdpowiedzUsuńno no, Nath z ekspedientką fiu fiu ;p
co im się stało?> będą miały wypadek?!
fajny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńAnn
Dawaj, następny
OdpowiedzUsuńAwww *.* Świetny rozdział :)
Czekam na następny
następny ♥ zapraszam do mnie , przepraszam za spam ; < http://you-world-my-world-own-world.blogspot.com/ . Dodaje i czekam na rewanż :*
OdpowiedzUsuń